Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

wam i jeszcze dziękować, boście mnie pogodzili ze światem, bom znalazł u was, czego Diogenes próżno w biały dzień z latarką szukał... człowieka.
Pani Marcinowej serce rosło, a na niej te splendory wielkiego nie czyniły wrażenia. Żeliga pozostał dla niej czem był, kiedy mu nieraz klucze do spiżarni dawała, aby ją wyręczył. Justysia też pozostała poufałem jego jak dawniej dziecięciem. Tylko Barciński i p. Agnieszka smutniejsi byli i widocznie pomięszani.
Pierwsze to jednak spotkanie z kasztelanem występującym w całym blasku, wesoło się odbyło, bo Barcińskiego niespodzianym sposobem ujął sobie. Szlachcic nie był bez pewnej odrobiny próżności, zmiarkował Żeliga, że przestraszonego i upokorzonego tą wielkością i pańskością podnieść potrzeba, postąpił więc sobie po ludzku, a może nie tyle przez rachubę jakąś ile przez wdzięczność. Wiedział, że niespodzianką, którą przynosił, Barcińskiego do siebie przywiąże i połechce.
Nie było naówczas trudno, umiejętnie chodząc, i u króla i w kancelarji, wyrobić order dla szlachcica majętniejszego. Kasztelan potajemnie przez Pinatolego postarał się o order S. Stanisława, dyplom i insignia oddano na jego ręce. Zdziwił się niepomału Barciński, gdy kasztelan po chwili wziąwszy z rąk siostrzeńca ozdobne pudełko, w te przemówił słowa:
— Przychodzę tu oprócz gospodarskiej powinności i przyjacielskiego obowiązku, jeszcze jako poseł J. K. Kości do JM. Pana stolnika. Znał oddawna najmiłościwszy pan, szacunek na jaki życiem prawem zasłużyłeś u całego ziemiaństwa, poznał bliżej cnoty jego z opowiadania ludzi wiarogodnych i proprio motu, chcąc okazać jak skromną a cichą ceni zasługę, przysyła na ręce moje dyplom i oznaki orderu św. Stanisława, które mam honor w imieniu króla złożyć nowemu kawalerowi i pierwszy mu tej łaski monarszej winszować.
Non sum dignus! — zawołał — non sum