kieś błogosławieństwo Boże, dość, że skutek ten od czasu jak zamieszkał w Barcinie był bardzo widoczny i wszyscy to uznawali. Ale gdy czasem pan Marcin śmiejąc się coś o tem, przy nim wspomniał, Żeliga się obruszał.
— Dajcież pokój, dajcie pokój — mówił — jak może człek z sobą to przynieść; czego nigdy w życiu nie miał.
Do Barcina należały dwa jeszcze folwarki, Miękoszki i Sroczyn, i trzy wsie roboczym ludem zasobnym i pracowitym osiadłe. Gospodarstwo nie było nazbyt wyszukane, ale dosyć zapobiegliwe i staranne. W Barcinie wśród starych olch stał dwór zbudowany jeszcze przez dziada p. Marcina, drewniany, na podmurowaniu, ale bardzo porządny. Oprócz tego była oficyna stara z dawniejszego przerobiona dworu i zabudowania rozległe i piękne. Folwarki wszystkie w dobrej glebie, pszenicy siać było można ile chcieć, byle trochę podsmarować, a oprócz zwyczajnego dobytku, Barciński kochał się w stadzie, i stadninę też miał bardzo piękną, słynącą wówczas na kilkadziesiąt mil w kraju. Konie te wszystkie pochodziły podobno od jakiegoś stadnika, którego był pradziad jegomościa przyprowadził chudego i skulawionego z pod Wiednia. Miała to być wedle tradycji szkapa cisawa, niepokaźny dla pospolitego człowieka, ale w którym Barciński krew poznał i kupił go kulawego, wychudzonego, na pół żywego od jakiegoś rajtera. Potem go do swojego wozu przywiązawszy z wielkim kłopotem ledwie do domu dowlókł, bo konisko w drodze coraz gorzej kulało. Ale też dopiero gdy koło niego pochodził, wyleczył, okazał się prawdziwy ogier dziwnej piękności, ognia wielkiego, ba i młody jeszcze wcale. Zęby ledwie na lat siedm pokazywały. W nodze też nic tak strasznego nie było, tylko kopyto srodze obrażone, które gdy odrosło, koń się wystał, odpasiono go, wyczyszczono, postrzyżono, wymyto, zdumieli się wszyscy, kiedy im po raz pierwszy Barciński wyprowadzić kazał. A był koń ów tak rozpieszczony, tak przy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.