chała ubogim; ale ślub odbył się po cichu na wsi, a zaproszono nań tylko kilka osób z rodziny i przyjaciół. Państwo młodzi zaraz potem do dóbr swych, na Ruś wyjechali, a Barcińscy do domu. Justysia też cudownie ozdrowiała, przed wyjazdem oświadczył się o nią formalnie siostrzeniec kasztelana i został przyjęty. Marcinostwo choć ślub odwleczono na pół roku, spieszyli do domu, aby godnie nowej kolligacji wystąpić. A tyle było do zrobienia! Dom, służba, przybory, wszystko dla znakomitych gości potrzeba było wyrządzić na nowo, stroić, łagodzić, zaprowadzać. Pani Marcinowa odżyła przy tej pracy, ale Barciński trochę leniwy skwaśniał i postarzał, bo się do zbytku kłopotał o swą szlachecką sławę, pamiętając na stare przysłowie: zastaw się a postaw się.
Ale to było dla jedynaczki... drugiego też wesela już nikomu sprawiać nie mieli.
A gdy młodzi potem wyjechali z Barcina, przy huku moździerzy pożyczonych od księdza proboszcza z kościoła (strzelano z nich na rezurekcję tylko), opustoszało po nich i bardzo posmutniało. Marcinowa siadła w oknie płacząc, i długo łez otulić nie mogła. Agnieszka i Justysia pisywały często; obie też odwiedzały Barcin gdy mogły... a wówczas przynosiły z sobą radość wielką. Pan Marcin pogodził się nawet z Boguszem, aby mieć kogo w słotny czas do marjasza, i Achingera odwiedzał, choć u niego w domu zaszła nadzwyczajna zmiana, na którą koso spoglądano.
Achinger bowiem ożenił się, a co najgorzej, ożenił się z prostą chłopką. Napróżno zjeździwszy dwory do koła, odepchnięty wprawdzie wszędzie, gdzieby był życzył się zbliżyć, kuternoga wybrał sobie z własnej wsi ładną i młodą dzieweczkę i mimo ogromnego larum, które podniosła familja, podziwu, śmiechu urągań, poprowadził ją do ołtarza. Przebrana z sukmanki w do zbytku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.