Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

może wykwintne sukienki, młoda pani Achingerowa, bardzo piękna z twarzy, co jej wielce pomagało do przejednania niechętnych, niegorzej wyglądała w pokoju bawialnym na kanapie, od pań innych, które nosem na nią kręciły. Czuć było w niej pomięszanie, zakłopotanie, zbyt często rumieniła się może, czasem jej słowa dobornego zabrakło, niekiedy biegła spłoszona kryć się do bokówki, ale jednak rady sobie dawała niezgorzej, a Achinger kochał ją niezmiernie i przysiągł się, że był najszczęśliwszy z ludzi. Tylko z sąsiadami ciężka była sprawa. Pani Achingerowej nie chciano z razu nigdzie przyjmować, w kościele choć w drugiej siedziała ławce i tam często albo miejsca brakło, albo nikt przy niej siąść już nie chciał. Achinger dużo miał jak powiadał szczęścia, ale i zgryzoty nie mało z tego heroicznego małżeństwa.
Postarzał też prędko, posiwiał i piękna Rózia zupełnie nim owładła, opowiadano dziwne rzeczy, ale też wszystkiemu wierzyć się nie godzi.
Pożycie kasztelana z żoną było szczęśliwe ale krótkie: osierociwszy dwoje dziatek, poszła kasztelanowa po nagrodę na świat lepszy za doznane strapienia i przerwane szczęście. Z historji Żeligi potworzyły się bajki dziwne, a Panie Kochanku, kuzyn kasztelana, opowiadał potem o samym sobie, jak służył za kuchcika u pana Gałeckiego...
Wszystkich tych powieści początkiem był ów pobyt kilkoletni pokutnika w Barcinie, z którego się opisane przez nas nawiązały wypadki. Na starość pan Marcin miał zwyczaj, złapawszy gościa tysiące szczegółów o Żelidze opowiadać, i trafiało się, że nieraz dni kilka miał o czem mówić, coraz sobie coś nowego przypominając. Wiedzieli już wszyscy jadąc do Barcina, co tam ich spotka, stolnik bowiem nabrał takiego nałogu do prawienia dykteryjek o kasztelanie, iż nie było przedmio-