zresztą u krewnych, którzy ją kochali, nic nie potrzebowała. Zrazu rachowała na swą niezrównaną piękność, i pewną była, że prędko za mąż wyjść potrafi, choć bez wielkiego posagu. Ufała zwłaszcza niejakiemu porucznikowi Trzylateckiemu, który się w niej śmiertelnie kochał, i wiekuistą jej był miłość poprzysiągł, ale ten ją potem opuścił, a tak rok za rokiem osmutniała biedna i wszystkie swe dawne przeżyła nadzieje. Achinger, który zawsze o ożenieniu przemyśliwał, a już pary sobie nigdzie dobrać nie mógł, człek zresztą majętny, bo miał i wioskę porządną i kapitał znaczny u Radziwiłłów ulokowany, za który mu zastawę wioskę dać chciano, rozsądny, niezbyt stary, tylko kuternoga i szpetny, rzucił był wędkę na Agnieszkę. Ta jednak na pierwszą oznakę afektów, zżymała się i tak zakrzyczała, że ani słuchać o tem nie chciała.
— Nic pilnego, poczekamy — mówił w duchu stary kawaler — niech troszynę podwiędnie, będzie tańsza. — I czekał tak spokojny, gdy licho przyniosło Żeligę.
Żeliga nie był zalotnikiem, ani pierwszej młodości człowiekiem, do tego ubogim i pokornym, ale mimo swych lat dojrzałych, mimo ubóstwa, miał wielki urok, zwłaszcza dla niewiast, był niesłychanie miłym i poważnym. Nic tak nie odstrasza kobiety jak szyderstwo, a te co się na dowcip biorą, nie wiele są warte: Achingera bała się panna Agnieszka jak ognia, mimo że ją bawił, śmieszył i pochlebiał: milczący Żeliga ze swą powagą smutną, zaraz się jej podobał. Wcale się on o to nie starał, unikał raczej pozoru nawet jakiego sentymentu, bo w jego położeniu mógłby się narazić na wstyd i przykrość, nie było też nic pomiędzy nim a panną Agnieszką, coby najsurowsze oko obrazić mogło; ale od pierwszych dni zawiązała się przyjaźń wielka. A że najniewinniejsze nawet przywiązanie dwojga ludzi wolnych i niezbyt starych musi dawać do myślenia, państwo Barcińscy nieraz sobie o tem kręcąc głową szeptali.
Żeliga unikał panny Agnieszki, ona go też nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.