Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

niał go pokorny wędrowiec, pragnący zapomnieć jakiejś dokuczliwej przeszłości. Mimo to walka była widoczną i nie zawsze kończyła się zwycięztwem cichego pielgrzyma; gdy człowiek przeszłości brał górę, naówczas Żeliga uciekał w las i nie pokazywał się przez dzień cały, dopóki nieprzyjaciela nie złamał. Powracał też istotnie jak po boju znękany, milczący i osmutniały. W chwilach roznamiętnienia fizjognomja jego nabierała dzikiego wyrazu, fałd przez czoło idący, graby jak blizna, nadawał jej cechę gniewu przestraszającego; naówczas źrenice jego rozogniały się i nos rozdymał jak nozdrza konia biegiem zdyszanego, ale miarkował się prędko i mając wielką moc nad sobą, powracał do zwykłego oblicza pełnego pokory.
Jak zwykle bywa z ludźmi pozbawionymi długo rodziny, przyjaciół i serdecznych związków, Żeliga był nadzwyczaj czuły na okazywaną mu przyjaźń w domu Barcińskich, przywiązał się do nich, do dziecka i do panny Agnieszki, gorącością człowieka który kochać potrzebował.
Rok już drugi upływał od czasu, jak się Żeliga w Barcinie znajdował, a położenie jego w tym domu wcale się nie zmieniło. Achinger zdaleka tylko i ostrożnie wszystkiemu się przyglądał, panna Agnieszka okazywała mu zawsze jednę i serdeczną przyjaźń, podejrzenia przeszłości dotyczące, niekiedy czemś podsycone wznawiały się to znów usypiały i p. Marcin wreszcie ufał poznawszy bliżej Żeligę, że się on z niczem tak bardzo strasznem kryć nie mógł.
Przybysz zdawał się szczęśliwym i spokojnym.
Tak stały rzeczy, gdy jednego wieczora, podczas gdy Achinger w Barcinie gościł i szpiegował, z cicha śledząc każde słowo i wejrzenie mieszkańców, z zawziętością skrytego nieprzyjaciela, nadjechał z dalekich stron ksiądz staruszek powracający z ziemi świętej. Był to bernardyn kwestujący na ołtarz jednej z kaplic jerozolimskich, w której chciano obraz Matki Boskiej Częstochowskiej dla Polaków pielgrzymów