Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

umieścić. Człowiek był już dosyć w lata podeszły, ale przywykły do niewczasów, różnych klimatów, niewygody wszelakiej, i jak to mówią zwiędły; trzymał się więcej duchem niż ciałem, bardzo jeszcze silen i zdrów. Przyjazd jego, pamiątki z ziemi świętej i Rzymu, które przywiózł z sobą, różańce, krzyżyki, agnusy, oliwki z ogrójca, świętości i relikwie, cały dom poruszyły i skupiły w pokoju w którym zasiadł. We drzwiach nawet i pod oknami pełno było sług i czeladzi.
Ksiądz ów miłej twarzy, łagodny, z długą brodą siwą wyglądał patrjarchalnie i cudnie był piękny, a ciekawe też i serdeczne opowiadał rzeczy o kraju uświęconym stopy Chrystusowemi, o Betleem, Nazarecie, Jordanie i Jerozolimie; a mówił tak pięknie, że się go nasłuchać dosyć nie można było.
Podówczas jakoś nie było Żeligi we dworze, wyszedł na polowanie i do dalszego gospodarstwa, gdy powrócił nie było komu dać mu znać o gościu, bo wszyscy skupili się do koła księdza. Przebrawszy się nieco i niczego się nie domyślając Żeliga pospieszył zdać sprawę p. Marcinowi z przechadzki... wszedł niespodzianie do izby, w której ksiądz ów siedział, ale zaledwie drzwi uchylił i spostrzegł starca, w progu stanął jak wryty.
Ksiądz też na skrzypnięcie drzwi obróciwszy oczy, zobaczył Żeligę, otworzył usta widocznie zdziwiony, porwał się z krzesła i stanął z wyrazem przerażenia i strachu, jakby osłupiały. Przez krótką chwilę oczyma mierzyli się i jakby porozumieli, oprzytomnieli oba, obecni nie wiedząc co ta scena znaczy, czekali jej rozwiązania, gdy staruszek powoli spuściwszy oczy osunął się na krzesło, a Żeliga przywitawszy się jak zwyczajnie, zajął pokornie miejsce swe u progu, milczący i zmięszany.
Obu tych ludzi wzruszenie było tak jawne, że się z niego przecie przed świadkami wytłumaczyć było potrzeba. Bernardyn przeprosił wszystkich, mówiąc, iż sam nie wiedział, jak i czego się uląkł, a Żeliga pozostał milczący uniewinniając półgłosem, że tak