sze utrzymywania, iż w Żelidze widziały wcześnie jakąś niezwyczajną postać, a trzeci może kozaczek, który nie po cholewach u butów kozłowych, co je czyścił, ale po talarach pana wcześnie zwąchał. Pan Marcin przypominając sobie, jak się nieraz w kwaśny humor z Żeligą obchodził, jak go niekiedy połajał przy marjaszu, aż czuprynę tarł, pani Marcinowa rumieniła się też opowiadając, jak się nim posługiwała, że czasem z kluczem za nią do spiżarni chadzał itp.
A Achinger wciąż powtarzał na różne sposoby:
— O tom sobie piwa nawarzył! ale ktoby się go tam domyślił pod taką kapotą!
Śmieli się tak, przypominali, domniemywali bez końca.
Przygoda owa tak rozbudziła wszystkich, a ciekawych napędziła do Barcina, że przez kilka dni ino przyjmować musiano, opowiadać, pokazywać, i prostować pogłoski, które o parę mil już ze trzech zrobiły trzydzieści tysięcy dukatów, a z parę klejnocików, całą pereł i djamentów szkatułę. Osoby podejrzliwe, dotkąwszy nawet darów, przekonawszy się w miejscu o ich ilości i wartości, odjeżdżając posądzali Barcińskich że się nie do wszystkiego przyznawali. Stare panny, które jakoś pod tę porę było w Chełmskiem dosyć, z zazdrością spoglądały na p. Agnieszkę, ukrywającą się ze swym pierścionkiem, któremu wszyscy wielkie przyznawali znaczenie. Domyślała się też i panna Agnieszka sama, co wyrażały dwie złączone dłonie, i przypominając przyjaciela, dla którego czuła afekt prawdziwy, marzyła także o przyszłości.
Tak ona przychodziła niespodzianie z dłonią pełną nadziei, gdy już o życiu swem zwątpiła była i o szczęściu marzyć nie śmiała, że jej się to wszystko snem wydawało dziwnym.
Ale jak i w jaki sposób miało się to zakończyć... kiedy miał się zjawić ów narzeczony, którego pierścień nosiła na palcu? Kto on był w istocie? Co mu przeszkadzało że dotąd sam się nie pokazywał, że taił
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.