Marcinowa sam p. Barciński jak dalej, z tym tajemniczym Żeligą sprawy pójść miały.
Tymczasem krzątano się do prędkiej podróży, do której teraz już żadnych przeszkód nie było, a przyspieszenia jej, zdrowie Justysi wymagało. Pan Marcin nawet przypuszczał, że w drodze może spotkają się gdzieś, zasłyszą coś, dowiedzą się o swym nieznajomym, którego nie wiedzieli nawet kędy szukać mieli.
— Juściż kiedy dosłyszał coś o mojej biedzie, czuwa tedy nad nami — mówił p. Marcin — ale nie rychło przyszedł mi w pomoc, więc znać kędyś mieszka daleko. W której stronie, to Bóg jeden wiedzieć raczy...
Na samo pakowanie się nadjechał jeszcze raz Achinger, ciekawość połączona ze strachem, spać mu nie dawały, śledził on troskliwie nadzwyczaj tego Żeligę, którego się tak obawiał. Z różnyzh plotek w Chełmie dowiedział się, iż tej nocy, gdy znikł właśnie ów Żeliga z Barcina, a miasteczko było pełne jakiegoś dworu i kozactwa, przy kalwakacie i powozach pańskich nie było pana samego, oczekiwano nań noc całą. Nad ranem, już mu żyd trzymający gospodę opowiadał, coś zastukało do okna trzy razy, marszałek dworu, który ubrany siedział, zerwał się z ławy i poszedł sam nie wielkie wrota, ale małą furtę otworzyć, tą furtą wcisnął się do karczmy ktoś... Przed drzwiami na drodze nigdzie żadnego wozu, ani koni nie było, nie dosłyszano żadnego turkotu, mimo to nagle w gospodzie powstał ruch nadzwyczajny, kozacy ruszyli się z ław, poczęto wozy i konie gotować, służba latała, wołając że pan przybył. Gdy Chaim ubrany w nowiuteńki atłasowy żupan i czapkę szabasówkę zapragnął tego pana zobaczyć i powitać, popchnięto go dosyć niegrzecznie, internowano w izbie, grożąc najsrożej jeśliby śmiał wyjść za próg i koniec końcem nie widział on tego kasztelana na oczy. Kozacy wszyscy należący do dworu, byli w barwie jednostajnej sinej z żółtem.
Achinger więc wnosił, że nie kto inny był tym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.