Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszak p. stolnika Barcińskiego mam zaszczyt widzieć! — rzekł z uśmiechem.
— Tak jest! tak jest! lecz zkądże? zdaje mi się że nie mam przyjemności...
— Osobiście nie znałem p. stolnika — rzekł śmielej nieznany młody chłopak, — ale wiele, wiele o nim i o jego domu nasłuchałem się od mego wuja, od którego i list im przynoszę.
Na kopercie już poznał Barciński pismo Żeligi i aż zakrzyknął:
— A! jakże się ma? co porabia? i jakże się złożyło?
— Zdrów jest — odpowiedział, wciąż oczyma goniąc za Justysią młody chłopak — bardzo żałował że sam nie mógł dla ważnych spraw z domu wyjechać na spotkanie państwa.. ale domyślając się... wiedząc, że tędy jechać musicie, mnie wysłał, abym w jego imieniu ich pozdrowił.
— Jakto? więc to wuj...
— Rodzony mój wuj — odpowiedział nieznajomy chłopak. — Mam mnóstwo od niego poleceń różnych, a najpierwsze, najważniejsze, abyście raczyli przyjąć gościnę w gospodzie przygotowanej na ich przyjęcie, nim może zdołamy kiedyś zawdzięczyć im ich gościnność długą pod własnym dachem. Czuję bardzo nieudolność moją w zastąpieniu wuja, ale spodziewam się, że państwo młodości mej i niedoświadczeniu raczycie wiele przebaczyć.
Wszyscy patrzyli z natężoną ciekawością na ślicznego chłopaka, który mimo atencji starszym należnej niedyskretnie oczyma ścigał Justysię. Trzeba też przyznać, że i młode dziewczę z całą prostotą wieśniaczki wpatrywało się w niego jak w tęczę... jakiś urok dziwny ciągnął ich oczy ku sobie...
Scena ta odbywała się na podwórzu, ścieżka wiodąca do oberży p. Pastuskiego usypana była zielonym tatarakiem, u drzwi wisiały wieńce z liści dębowych. Młody gospodarz podał z wielkiem uszanowaniem rękę pani Marcinowej i zdziwioną tą nie-