si... która od razu była z nim jak z bardzo dobrym znajomym. Poczęli rozmowę od kwiatków, a że do niej nie wiele im było potrzeba wątku, snuła się wesoło i ochoczo. Znać było, że wieczerzę zapewne nie p. Pastuski gotował, była bowiem aż do zbytku wytworną. A ryby w podziwienie wprawiały p. Marcina, który je bardzo lubił. Pieczeń była z daniela, po niej nastąpił deser, cukry i sztucznie przechowane owoce... słowem króla by było można u stołu tego posadzić, nawet takiego smakosza, jak Stanisław Poniatowski.
Gdy po tej cichej uczcie wstali znużeni wypiwszy zdrowie Żeligi starym węgrzynem z omszonych butelek, młody człowiek pożegnał gości, i oświadczył, że nie chcąc im być na zawadzie do spoczynku, natychmiast odjeżdża...
Prosił go p. Marcin, aby wujowi wdzięczność za tak miłą niespodziankę oświadczył i odprowadził młodego człowieka do sieni... Panie weszły do swojego pokoju... Barciński chciał dopilnować się i tym razem zaspokoić swą ciekawość, sam lub przez służbę rozpytując ludzi i gospodarza.
— O! teraz to mi się nie wyśliźnie — rzekł — już po tajemnicy, ktoś się tu wygadać musi przecie.
Gdy młody człowiek chodził jeszcze przed gospodą czekając na konie z panem Marcinem, ludzie, stół, makaty, światło i przyrządy kuchenne w mgnieniu oka popakowali i raz jeszcze uścisnąwszy Barcińskiego młody chłopak skoczył na wózek lekki, który nań czekał, puszczając się w las drogą...
Z żywą niespokojnością pobiegł pan Marcin do gospody, w której drzwiach zetknął się z zadumanym gospodarzem panem Pastuskim.
— Powiedże mi wasze — rzekł — bo dalipan już mnie niecierpliwość bierze, kto to był ten młody człowiek? czyj to dwór? ludzie?
— Z przeproszeniem JW. pana — odparł Pastuski zdejmując szlafmycę, alboż to nie J. W. pana ludzie i dwór odjechał?
— Jak to? mój? ale cóż znowu?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.