Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

chając się Żeliga — pozwólcie panie stolniku, abym czas jakiś jeszcze pozostał dawnym Żeligą, mnie z tem lżej, a wam istotnie jedno, bo serce się nie zmieniło. Jeszcze chwila a wyjaśni się wszystko, przebaczycie mi, gdy się przekonacie, że inaczej być nie mogło. Chciałem was wczoraj jeszcze tam powitać w Wygodzie, ale mnie sprawa główna zatrzymała w Warszawie, ledwie że dziś rano wyrwać się mogłem. Wierzcie mi, że na milczeniu i tajemnicy ja najwięcej cierpię. Folgi zatem krótkiej już proszę p. Marcinie. Alboć by wam lepiej smakowało imię słynniejsze niż to moje dawne, z którem przecież przyjęliście mię tak poczciwie, tak serdecznie, że tego pókim żyw nie zapomnę... No... a gdybym też, mimo wszystkich tych pozorów państwa i bogactw był chudym pachołkiem, jakeście mnie wprzódy znali?
— Tobyśmy waszmość jeszcze lepiej kochali, — gorąco przerwała p. Marcinowa — bo mówcie sobie co chcecie, między człowiekiem a człowiekiem, imię i majątek znaczne zapory kładną.
— No więc nazywajcie mnie Żeligą i myślcie po staremu żem ubogi, a dalipan... dalipan... — dodał wzdychając — nie omylicie się wiele. Wszystko się wkrótce wyjaśni. Dysponuję ja bogactwy, ale się sam za bogatego nie uważam, a ta rodzina, którą najwięcej miłuję, była ubogą szlachecką rodziną.
Spojrzał na pannę Agnieszkę, w której oczach błysnęła radość widoczna... nie tyle smakowało jej państwo, ile się go obawiała. Gdy z dwojga ludzi kochających się jedno nadto wiele obowiązanem jest drugiemu, zawsze ciężar dźwiga, który się często czuć daje.
Któż zresztą nie doświadczył, że jak nabywanie pieniędzy często polepsza i podnosi człowieka, tak nabytych posiadanie niemal zawsze go psuje, wbija w pychę i obałamuca. Panna Agnieszka wolała kochać ubogiego (bo kochała go) niż magnatowi być za miłość jego obowiązaną, miłość, która już była zniżeniem się