Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

przymknęły, a panna Agnieszka dojrzała jeszcze na kołku pas żelazny, dyscyplinę i włosiennicę.
— O! o! coś ten człek grubo musiał nagrzeszyć — rzekł sobie w duchu Barciński, kiedy się na taką skazał pokutę.
Żeliga z drugiej strony przycisnął guz na pułce i druga szafa otwarła się, a gospodarz wprowadził ich do obszernej izby, nieco jednak od poprzedzającej weselszej. Tu też i sprzęt był wykwintniejszy, bióro, księgi, przybory kancelaryjne staroświeckie, a po ścianach wisiały przepyszne zbroje, buławy, hełmy, misiurki, koszule żelazne, rzędy na konie, sadzone kością i macicą, sztućce, pistolety i szable bogato oprawne.
— Tu aż raźniej odetchnąć — zawołał p. Marcin — uśmiecha się człowiekowi sprawa rycerska, a masz też pan tak piękne tu rzeczy, jakich teraz nigdzie nie zobaczy.
I oko aż rozpaliło się szlachcicowi, a kobiety także jęły się rozglądać w rynsztunku już podówczas ledwie kędy spotykanym, używanym więcej do parady jak do boju.
Naprzeciw bióra nad stołem, zatrzymał Justysię portret kobiety, której rysy piękne, łagodne a smutne przypominały bardzo wczoraj poznanego młodziana.
— A! niech no matusia patrzy, jak ta pani do kogoś podobna — zawołała Justysia — do kogoś, cośmy go wczoraj widziały, ale to tak... ale tak...
— Jest wizerunek siostry mojej, a matki tego, który państwa wczoraj na noclegu miał szczęście przyjmować — odezwał się Żeliga — żywy jej obraz ten mój siostrzan, i za to go jeszcze więcej kocham że mi Teresę tak bardzo przypomina, ale bo też podobieństwo uderzające.
Wszyscy to potwierdzili... p. Agnieszka na której portret ten zrazu nieco przykre jakieś zrobił wrażenie, lżej potem odetchnęła.
Mimo zajęcia bronią i ozdobnemi rzędy na konie, Barciński wszakże dostrzegł przez okno od dziedziń-