łas wybiegł Barciński, i gdy omdlałą dźwignięto, krzyknął bardzo nieostrożnie przy sługach:
— Jezus, Marja! Achingerowa...
W istocie ona to była. Znużenie, niepokój, boleść, niebezpieczeństwo, od którego uciekała, niewygody doznane w podróży, wyczerpały jej siły do ostatka... leżała blada jak marmur bez czucia.
Kasztelan posłał natychmiast po doktora, a Barciński ważący już następstwa tego wypadku, w drugą stronę po mecenasa Opoczyńskiego.
W pierwszej chwili Żeliga wiedziony litością tylko, nie zastanowił się nawet, jak przybycie tu wprost Achingerowej dla procesu może się stać groźnem. Stolnik to poznał, i dla tego w tej chwili wysłał nagląc po adwokata.
Tymczasem nadbiegła żona murgrabiego pałacowego z trzeźwiącą wódką, octem, ze słynną swą biegłością w sztuce lekarskiej. Piękną panię, której twarz wychudła była do niepoznania zmienioną, złożono na szerokiej ławie, a stara Mollerowa rada, że samego kasztelana mieć będzie świadkiem popisu, jęła się żywo cucić biedną omdlałą.
Kasztelan chciał, aby ją natychmiast przeniesiono na łóżko i zmieniono ubranie, ale się Barciński stanowczo temu sprzeciwił.
— Na to nie pozwolę — rzekł — trochę wygodniej lub mniej dobrze, o to nie idzie, chodzi wielce o to, aby nikt powiedzieć nie mógł że tu dłuższe schronienie znalazła. Przybędzie Opoczyński, każecie przygotować karetę, ja natychmiast odwożę ją jak stoi w tym stroju do panien Wizytek. Przełożona jest mi znajomą, tam na żadnem staraniu i troskliwości nie zbędzie.
Kasztelan uścisnął jego rękę, tymczasem Achingerowa dzięki pani Mollerowej otwarła oczy, wejrzenie jej spotkało tuż stojącego kasztelana, i obie ręce wyciągnęła z okrzykiem ku niemu.
— A! tyś tu panie, znalazłam cię, znalazłam... ty
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.