Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

obronisz mnie, nie dasz prześladować i nękać... ulituj się!
— Bądź pani zupełnie spokojna — odpowiedział Żeliga z cicha; w istocie gdy tu już jesteś, niczego się obawiać nie możesz, za chwilę będziesz w miejscu bezpiecznem.
— Jakto? gdzie? — spytała strwożona kobieta, nie pozwolicież mi tu zostać, spocząć, ja się boję...
Kasztelan nie mógł przy ludziach mówić wyraźniej, powtórzył tylko.
— Bądź pani spokojną.
— Kiedy głos twój słyszę, kiedy ty to mówisz panie, już nią jestem — odpowiedziała słów nie ważąc kobieta.
Stolnik zafrasowany spojrzał na kasztelana; Żeliga spuścił oczy smutnie.
Achingerowa po chwilowem omdleniu, gorączkowo odzyskiwała życie i siły; doktór nadjechał zaraz, odprawiono więc ludzi i panią Moller, która nadzwyczaj zostać sobie życzyła; posłano do apteki po jakieś przepisane lekarstwo, bo ówczas medycyna bez recepty i medykamentów stąpić nie mogła. Stolnik przysiadł na krześle i począł rozpytywać troskliwie.
— Powiedzże pani, jak potrafiłaś uciec z pod tak pilnej straży?
— O! nie przyszło mi to łatwo — odpowiedziała smutnie, ale są serca litościwe. Ekonom był nieubłaganym, dziewczyna spiąca przy mnie złośliwa... ale reszta litowała się, ratować mię pragnęła. Winnam oswobodzenie ludziom naszej wioski, mnie nawet na myśl nie przyszło, że mogę się uwolnić; oni to ułożyli i wykonali. Spojono ekonoma dano coś na sen dziewczynie... zbudziłam się przerażona łoskotem, gdy wyłamywano kratę od okna, ale mi dano znak. Jak stałam, wyskoczyłam oknem, ludzie stojący pochwycili mnie za ręce, wynieśli podając jedni drugim aż do chaty, gdzie znalazłam odzież wieśniaczą i wóz gotowy, który manowcami popędził. Trzy czy cztery razy przesiadałam na gotowe furmanki aż do gościńca bez-