piecznego, na którym czekała mnie bryka furmańska, stara kobieta i dziewczynka mała. Jechałam nocami unikając pogoni, czując się chorą, płacząc a nie wiedząc dokąd się udać, by was znaleźć... bo gdzieżbym się była schroniła? Ja wiem — dodała cicho — że z sobą przynoszę wam prześladowanie, boleść, potwarz może, nieszczęście, ale nie miałam do wyboru... utopić się lub przyjść tu i powiedzieć wam: Postanówcie, róbcie ze mną co chcecie.
Zaczęła płakać, Żeliga był mocno poruszony, ale się powstrzymał od okazania wszelkiego współczucia.
— Bądź tylko pani spokojną — rzekł — ufaj w Bogu. Na teraz nie możesz tu pozostać... potrzeba dobrowolnie udać się do klasztoru, dopóki się rzeczy nie wyjaśnią...
Na ten wyraz klasztor, nieszczęśliwa Achingerowa porwała się przerażona, twarz jej znowu pobladła śmiertelnie: zaczęła płakać.
— Panie mój, gdzie każecie, ale nie do tego grobu — rzekła — ja się lękam... ja nie wyjdę już ztamtąd... Bóg sam nie wymaga tego, gdy mi powołania nie dał.
— Ale szanowna pani — przerwał stolnik — nikt też pani nie radzi klasztoru ani namawia, jest to tylko chwilowe dla niej najstosowniejsze schronienie. Pani wyjdziesz, gdy zechcesz.
— Dla czegóż mam się tam schronić?
Achingerowa nic dotąd nie wiedziała o sprawie, kasztelan nie mógł ją objaśnić, stolnik rad nie rad pochylił się do jej ucha i w kilku słowach opowiedział rzecz całą. Krzyk wyrwał się z jej ust, pochyliła się i omdlała znowu.
Nadjechał też wreszcie Opoczyński, a gdy mu na progu oznajmił o swej przygodzie kasztelan, stanął z założonemi rękami odrętwiały. Cieszyło go zapewne, że pani Achingerowa się znalazła, ale fakt ten że przyszła wprost naprzód do kasztelana, oddając się pod jego opiekę, nie mógł być utajony, miał on zna-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.