spytał na dole margrabiego wychodząc na miasto w pełnej formie:
— Mój dobrodzieju, gdybyś mię raczył objaśnić, gdzie ten szelma Achinger stanął kwaterą?
— Na Tłumackiem — rzekł Moller, — to wiem, bo mi mówiono?
— Bóg zapłać za informację.
Dydak poszedł, po drodze pytał o Tłumackie, na Tłumackiem o Achingera, i tak wreszcie trafił do drzwi. Było około południa, otworzywszy sobie Bożawola wszedł w czapce, ręka w bok i stanął w progu. Achinger skurczony siedział nad papierem, gdy go zobaczył, zerwał się jak oparzony.
Szlachcic nie witał, patrzał tylko.
— Cóż ty tu jucho jakaś, — począł z góry — puściłeś się na bruk miejski z ludzi poczciwych skórę odzierać? hę?
Na takie dictum nie było odpowiedzi tylko do szabli skoczyć, tak też uczynił kuternoga, ale Dydak się śmiać począł.
— Daj pokój, nie tu miejsce... non est locus... przychodzę tylko waszeci oznajmić że go wyzywam na rękę za pokrzywdzenie na honorze mojego dobroczyńcę, za oszczerstwo i potwarz. Wyzywam waszeci nie dla pomsty ale na sąd Boży, aby przez ręce nasze objawiła się prawda. Jeśli się czujesz czystym na sumieniu, nic ci się nie stanie. Przyjacioły i świadki sobie dobierzecie jakich się wam podoba. A to wam jeszcze dodać muszę, że przybyłem za tem umyślnie, od żony, dzieci i gospodarstwa, czekać i układać się nie mam czasu i nie będę. Jeżeli mnie wasińdziej zechcesz kręcić, to porąbię wśród ulicy na gorzkie jabłko. Dixi... i kłaniam uniżenie.
Nie słuchając odpowiedzi, a raczej bełkotania Achingera, pan Dydak czapki poprawił, wąsa pokręcił i pomaluteńku wyszedł. Ale zwrócił się jeszcze.
— O mnie się dowiecie u murgrabiego Mollera w pałacu na przedmieściu, to raz, powtóre jeszcze przestrzegam o pośpiech, bo czekać nie lubię.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.