rodowej, i pozywa żelazem na ten sąd Boży, który niechaj rozstrzyga, kto czysty, kto praw, a kto nieprawy i winien sądu kary i śmierci, amen. — Ponieważ się tu — dodał — odbywa nie pojedynek między ludźmi rozjątrzonymi, ale obyczajem dawnym sąd Boży, wzywam ichmościów, abyśmy pobożnie naprzód poklęknąwszy, odmówili litanję do Orędowniczki naszej.
To mówiąc pokląkł, a szlachta rada nie rada, poszła za przykładem jego, oprócz p. Przypkowskiego, który jako kalwin, odsunął się na bok, ramionami ruszywszy.
Dydak litanję odmówił głosem czystym i wyraźnym, poczem wstał, i połą żupanika obtarłszy szablę, tak się odezwał jeszcze:
— Ponieważ mam mocne przekonanie, w świętość sprawy ufając, iż jegomości pana Achingera o śmierć przyprawię, a w stanie grzechu zgładzić go nie pragnę, wyzywam go o to jeszcze, aby uznał się kłamcą, potwarcą, winnym i żałującym za niecne postępki swoje, a natenczas protokularnie przy świadkach spisawszy zeznanie, będę go ze spotkania kwitował.
Achinger widocznie był zaniepokojony tym długim przyborem, gniewem wrzał, bladł, ale milczał, szablę podnosząc, a Przepkowski splunąwszy zawołał:
— Nie przyszliśmy tu gadać, ale się bić. Waszmość kazania prawisz, litanję odmawiać każesz, wymyślasz androny, daćby temu pokój, a począć co trzeba.
— Będzie na wszystko czas — odrzekł Dydak — jam tu posłem sprawiedliwości, ale nie lada jakim warchołem, o duszę ludzką mi chodzi, choćby nawet taka była z pozwoleniem kiepskiego gatunku, jak pana Achingera, zawsze to Boże stworzenie. Na co się ma cieszyć piekło, że ją pochwyci.
— Dajże już pokój i panu Bogu i lucyperowi — przerwał Przepkowski — to próżna gadanina.
— Zobaczysz waszmość, że niepróżna — zawołał Dydak. Jeszcze raz mosanie Achinger, przyznajesz się, żeś zgrzeszył i winien, czy nie?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.