rozumie istne dziwy, i gdyby nie gruba żałoba i zupełne odsunięcie od towarzystwa, które ze wszech miar właściwem było, najpierwsze salony Warszawy byłyby się otwarły przed nią i najpierwsze partje Rzeczypospolitej byłyby się o wdowę stręczyły.
Z porady przyjaciół, pani Achingerowa jeszcze czas jakiś postanowiła zostać u PP. Wizytek w klasztorze, w którym sobie nadspodziewanie upodobała nie znajdując go wcale tak strasznym jak jej w ogóle klasztory opisywano.
Tymczasem stolnik Barciński podjął się zarządu majątkiem, a kasztelan zaraz po pogrzebie wyruszył znowu do swojej pustelni.
Blisko lat dwa dobiegało od opisanych wypadków a ludzie, których pamięć nie jest trwałą, dla żywszych i świeższych spraw, zupełnie prawie zapomnieli o Achingerze, kasztelanie, nawet o pięknej Rózi, której tak z razu byli ciekawi, że się w parlatorjum PP. Wizytek cisnęły odwiedziny w nadziei zobaczenia jej twarzy lub posłyszenia czegoś o niej; a trwał ten zapał niespełna parę miesięcy. Zrodził on nawet modę jakiegoś paska à la belle Rose, skórzanego, nabijanego gwoździkami, choć go pani Achingerowa nigdy w życiu nie nosiła.
Pół roku spocząwszy u Wizytek wybrała się na wieś, i spokojnie w domu osiadła. Ale tu młoda i piękna, a w dodatku i majętna wdowa, takżeby spokoju była nie miała od zalotników, gdyby od razu jak naj-