Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

już o trzy kroki, i w świetle księżycowem widziałem jej twarz smutną ale do mnie uśmiechniętą. Tu mi siły zabrakło, upadłem na kolana. Cień ów ruszył się, jakby wiatr powiał nim i poczułem podaną mi dłoń zimną, tak jak oto czuję że was dotykam.
Barciński się przeżegnał ze strachu.
— Gdybyś to nie waszmość panie kasztelanie mi mówił, istotnie nie wierzyłbym.
— Nie gniewałbym się na was, gdybyście i mnie uwierzyć nie chcieli — dodał Żeliga — ja sam zaledwie swej pamięci wierzę. Za dotknięciem jej dłoni wstałem lecz chwiejąc się patrzałem na nią tylko, ona też na mnie, nareszcie ozwała się:
— Dlaczegoś mnie z grobu żalem swoim wywołał? Nie płacz po mnie, z dwojgiem aniołów moich i twoich, mieszkam tam gdzie wiekuisty pokój panuje.
Barciński ze złożonemi rękami słuchał przelękły i drzący.
— Dla czego wy ludzie małej, słabej wiary — mówiła po cichu ale własnym głosem, płaczecie po umarłych i tęsknicie za tymi, którym jest lepiej? Tam do nas aż dochodzą te jęki i żale, i bole. Nam milej, gdy nie zapominając o nas, nie wstrzymujecie się dla nas na drodze. Między światem żywych i światem umarłych a żyjących jest przepaść nieprzebyta; co wasze życie przy żywocie naszym? Tyś duchem czysty mężu mój ziemski i przyjacielu jedyny, ja ciebie kocham, ale nie tą miłością ziemską, wyłączną; ja ciebie kocham, bo kocham wszystko, bo żyję miłością, w miłości, bo miłość jest naszem życiem, bytem, istnieniem, wszyscy są jednem i w jednem...
— Powtarzam to niemal co do słowa, — mówił Żeliga, bo pamiętam każdy wyraz. Nie śmiałem ust otworzyć aby jej odpowiedzieć, ona ciągle szeptała mi wdzięcznym, anielskim głosem dziwne objawienie.
— Wy i waszego — mówiła — i naszego nie rozumiecie życia, wyście biedni, ale też was ratować potrzeba i trzymać, bo o swej sile iść wam trudno.