Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

— No to idź sam, zobacz, przekonaj się i nie gderz. Ja cię się radzę poufnie, a ty na mnie krzyczysz, sam nie wiedzieć za co i po co?
Stolnik się zmitygował i pocałował jejmość w rękę.
— No! no! zgoda bo, — rzekł — cicho, zgoda; znowu nie ma się tak czego gniewać! Ale ja tych duchów, aberacyj, baśni przy kądzielach nie lubię, od tego ludzie głowy tracą. Z tamtego świata pono nikt nie powraca, a my powinniśmy pilnować tego, co tu do czynienia mamy, na naszym; ot basta.
Nie przyznał się stolnik przed żoną, że po nim ciarki przeszły, ale poleciał zaraz cichaczem w ulicę, i przypatrzył się tym dwom stopom na piasku, poczem starłszy ich ślad nogą powrócił do domu, próżno usiłując umysł do równowagi przyprowadzić. Przy wieczerzy wszyscy byli milczący, stolnik sam opowiadał dykteryjki, ale niemi śmiechu na usta niczyje wydobyć nie mógł.
Stolnikowa z Justysią poszły się potem modlić, a kasztelan pociągnął gospodarza pod lipę, gdzie prawie milczący przesiedzieli do wschodu księżyca.
Wieczór był cichy, noc zrazu ciemna, spokojna, prawdziwa chwila spoczynku, do koła milczenie snu nad kołebką dziecięcia; potem zszedł zwolna księżyc zarumieniony, jakby się zmęczył w drodze, lekki zarazem zerwał wiaterek, który liśćmi drzew poruszał i powoli rozjaśniać zaczęło. Długie cienie ukośne powlokły się pod pniami starych lip, a smugi srebrnego światła drżącego przekroiły pasami ciemności. W końcu alei szpalerowej, którą ztąd widać było, wyglądał wielki księżyc przecięty wąskim na pół obłoczkiem, jakby ze związaną głową.
— Chodźmy — odezwał się po cichu kasztelan.
W miarę jak stanowcza zbliżała się chwila, stolnik znacznie stracił ochotę towarzyszenia kasztelanowi. Te dwie stopy na piasku przypominały mu się w sposób nieprzyjemny, i byłby chętnie się cofnął, ale