pokazać obawy nie chciał i po cichu powlókł się za kasztelanem, który szedł jak w gorączce.
Rzuciwszy okiem w ulicę, przekonali się prędko oba, że w niej nie było nikogo; księżyc podnoszący się z wolna oświetlał ją całą wzdłuż, a między nim a niemi ani gałązki nawet. Zbliżali się zwalniając kroku już prawie do końca szpaleru, gdy się kasztelan zatrzymał, stolnik drgnął mimowolnie, milczeli oba. Gospodarz już miał usta otworzyć chcąc powiedzieć: a widzisz panie kasztelanie, gdy głos mu zamarł na wargach nagle, oczy stanęły słupem. Jakby chmurka leciuchna przesunęła się pomiędzy księżycem a niemi, odpadła ku ziemi, poczęła się dziwnie zgęszczać, i w oczach ich stanęła nareszcie postacią wyraźną niewieścią, pół przezroczystą, lekką, nie ziemską. Stolnik przecierał oczy, kasztelan posunął się żywo, niepodobna było go opuścić.
Poszli więc oba, ale Barciński nieco wolniejszym krokiem.
Byli już tak blisko, że nieśmiało podnosząc wzrok w tę stronę stolnik dostrzegł bardzo wyraźnie nieboszczkę kasztelanowę, ale osobliwszym fenomenem jakimś, przez nią widział razem jakby zamglony księżyc. Uśmiechnęła się.
Wiatr zaszeleściał w gałęziach dziwnie, stolnik drgnął, głos łagodny bardzo, miły, cichy, ale wyraźny mówił do nich.
— Nie ściągajcie mnie na ziemię, widok jej obudza tęsknotę, przypomina cierpienie... Czemu nie idziecie o własnych siłach, czyż my wam potrzebni, my co już tego przebytego żywota tak nie rozumiemy, jak człowiek dojrzały smutków i radości swojego dziecięctwa?... Mój miły, czyżeś mnie nie zrozumiał, czyżeś mi nie uwierzył? Czytam w duszy twej! Oburzasz się na mnie. Ale miłość ziemska jest wcale inną od niebiańskiej, jest zazdrosną, bo jest egoizmu pełną; dla tego gdym wspomniała kobietę, oburzyłeś się. My ztamtąd patrząc na was litujemy się nad wami. Tu dwie dusze tylko mogą się kochać, bo miłość wasza
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.