się ukazało, zawołał chłopca aby mu polewki przyniósł.
Od niego się dowiedział, że Żeliga pieszo poszedł o świcie do Chełma, tak wesół i w dobrym humorze, jak go oddawna niewidziano.
Na stole w oficynie leżała kartka:
„Proszę z objadem nie czekać, a na wieczerzy się odrobię za oboje, bo mi piesza przechadzka da apetyt.“
Pół roku upłynęło od tego pamiętnego wieczoru, a w Barcinie się prawie nic nie zmieniło, mieszkał sobie Żeliga w oficynie obłożony ogromnemi foljałami, na stoliku stosy papierów, po kątach olbrzymie rulony genealogji; cały Boży dzień w tym trudzie, z piórem, i dziwna rzecz gdy drudzy od tej stęschlizny i ślęczenia chudną i żółkną, on jakby odmłodniał przy zajęciu. Prawda że kilka godzin w dniu było na przechadzkę, rozmowy z gospodarzami, a niekiedy też i sąsiad zawitał.
O owej nadzwyczajnej wizji, objawieniu, rozmowie z duchem nieboszczki, rzadko kiedy napomknięto; unikali oba zarówno rozmowy o tym przedmiocie. Nikt też już ich nie śmiał o to badać, nawet stolnikowa milczała. Na dobry rachunek trzy osoby tylko wiedziało co to było i jak się przytrafiło, a przecież mimo, że wszystkie zdawały się utrzymywać tajemnicę, po sąsiedztwie chodziły jakieś głuche wieści, nie wiedzieć zkąd początek biorące, o ukazywaniu się ducha nieboszczki kasztelanowej w Barcinie.
Ale że stolnikostwo oboje milczeli i na insynuacje o tem nie odpowiadali, nie śmiano ich badać. Wiedziało jednak sąsiedztwo, że jakaś tam była tajemnica, szanowano ją. Tylko z domysłów, półsłówek, podchwyconych dworskich gawęd, podsłuchanych przez sługi może rozmów, zbudowała się bajka dziwaczna o widmie na ulicy, o wyciśniętym śladzie stóp, o tem że dusza nieboszczki prosiła o modlitwy. Niektórzy dodawali, że ukazała się obciążona kajdankami, ze swędem siarki, że wyznała jakiś ciężki grzech itd. itd.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.