rzucaną z gorsecikiem wciętym i zręcznym, na wierzch jubkę karmazynową aksamitną z futerkiem, na szyi fontazik czarny, włosy utrefione do góry zamaszysto, jasne, a na nich czarną też koronkową osłonę spiętą pod brodą; trzewiczki haftowane, na koreczkach, i pończoszki kolorowe, które dość krótkie ubranie dozwoliło oglądać.
W tem wszystkiem dziwnie jej było do twarzy, twarzyczka też bez różu i bielidła biała i różowa, usteczka z dołkami na uśmiechy, oczy duże szafirowe z rzęsami które się spać kładły na licu, gdy powieki przymknęła, czyniły ją podobną do obrazka na cukierku nęcącego oczy. Pomimo że się tak w niej wszystko uśmiechać chciało, a do wesela zdawało stworzonem, mimo tych dołków, mimo tych oczu troche figlarnych, mimo wyrazu twarzy całej, przygotowanej aby po niej igrała młodość ochocza, wyglądała pani Achingerowa zakłopotana, smutna, zafrasowana, przelękniona, a trocha tej nieśmiałości wieśniaczej, którą zachowała z dawnego stanu, czyniła ją jeszcze ponętniejszą, nadając urok niewinności niemal dziecięcej.
Na widok stolnika zmięszała się jeszcze więcej, powitała go wyuczonym niskim ukłonem i spojrzała na męża niespokojnie, zabierając się sprzątać ze stołu zarzuconego zapasami z kobiałki dobytemi.
— Otóż nam Pan Bóg dał miłego gościa choć na popasie — rzekł Achinger — kochana moja panno zajmijże się byśmy go czem przyjąć mieli; ja już w waszem imieniu przyobiecałem jajecznicę.
Rózia żywo się chwyciła, zarumieniła niezmiernie nie wiedziała co począć, miała straszną ochotę sama zaraz zabrać się do kuchni podróżnej, ale sobie przypomniała, że mąż gderał często gdy zbytecznie się zapomiawszy, nie dość godność swą szlacheckiej małżonki szanowała. Była więc między młotem a kowadłem, chcąc usłużyć, a bojąc się rozgniewać. Stolnik, który choć stary, był galant i lubił ładne twarzyczki, które oczy rozweselają, pocałował jejmość w rączkę sporą, różową, ale ładną; bo Achinger nauczył żonę, że powinna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.