Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

wydawała z umiejętnością kucharki. Ale położenie było wyjątkowe.
Wszczęła się rozmowa o cenie wołów, o wschodach oziminy, o prawdopodobnej ostrej zimie zapowiadającej się wcześnie, i ani się spostrzegli, gdy bigos był już na stole, a powtórzenie gdańskiej wódki stało się koniecznem.
— Moja dobrodziejko siadajże z nami, to nam będzie weselej pożywać twe dary — zawołał stolnik. — Najlepsza to przyprawa do jedzenia miła twarzyczka u stołu.
— Jeszcze państwu służyć nie mogę — odpowiedziała Rózia — dopiero gdy moja druga potrawa na stół przyjdzie; spaliła by mi się, gdybym jej nie pilnowała, jedzcie państwo.
Szczerze się oba zabrali do półmiska, i byliby rychło pokonali, gdyby im nie przerwała biesiady niespodzianka.
Żeliga, który był został w Barcinie, w godzin parę po wyjeździe stolnika postrzegł się, że mu kroniki jakiejś zabrakło, którą przed parą dniami odesłał XX. bazyljanom, a że dzień jarmarku ludzi rozpędził, pojechał do Chełma, spodziewając się ze stolnikiem tam spotkać i z nim razem powrócić.
Przybywszy do Szmula, gdy spytał o Barcińskiego, chłopiec mu drzwi izby, w której właśnie do bigosu się zabierano, otworzył, i w progu jak niespodziany ów wilk z za płota gdy o nim była mowa, ukazał się zdumionym oczom Achingera pan kasztelan.
Oniemiał nieborak kuternoga, a stolnik przytomny pochwycił zręcznie za uszy, zerwał się ze stołka i pobiegł naprzeciw przyjaciela.
— Kasztelanie! — zawołał, drugim kieliszkiem gdańskiej wódki ośmielony — nigdy bardziej nie mogłeś w porę przybyć. Choć się zdumiewam, podziwiam rozum trafu, który cię tu zesłał. A tożeśmy tylko co o was z panem Achingerem mówili, bo miły sąsiad frasował się, żeście sobie jeszcze dłoni nie podali, że