żal do niego w sercu chowasz. Jam ręczył, że nie, nieprawdaż?
— Co za żal? — zawołał podchodząc kasztelan i rozglądając się ciekawie, nie ma między nami nic, prócz wspomnienia dawnej znajomości. Witam was panie sąsiedzie, mówię sąsiedzie, bom ja w Barcinie parafię zasiedział, objadając tych nieszczęśliwych Barcińskich moich.
Achinger ściskając podaną dłoń, zrobił się maleńkim, pokornym, a ze śmiechu, do którego się zmuszał, podszytego strachem, stał się poczwarnie brzydkim. Prawdę rzekłszy nigdy pięknym nie był, ale chwilami udawało mu się być okropnym.
Szczęściem osobliwszem jajecznica smażąca się w kominie uratowaną została, gdyż pani Achingerowa na widok nowego przybylca, o którym tyle słyszała, którego była niesłychanie ciekawą, straciła prawie przytomność; a tu gdy się chciała skryć przed nim w kątek, mąż ją właśnie na środek wyjść i ukłonić się przymusił.
Spojrzał na ten kwiatek różowy Żeliga, i z wdzięku jego prawie się musiał uśmiechnąć, tak dziwnie zakłopotanej było do twarzy. Gdyby był nawet nie wiedział kasztelan o pochodzeniu Achingerowej, może by się go był domyślił; coś w niej mimo właściwego wdzięku było silniejszego, żywszego, bujniejszego nad krew szlachecką, można by rzec i dzikszego i szczerszego razem. Pomimo że się młoda jejmość hamowała jak mogła, aby się nazbyt wieśniaczką nie wydawać, znać było naturę pierwotną, przywykłą do objawiania w inny sposób, raźniej, otwarciej, szczerzej.
— A to moja żonka! rzekł przedstawiając ją kuternoga i z podełba spoglądając zaraz, jakie też zrobi wrażenie na kasztelanie.
Pani Achingerowa, która wiele słyszała o Żelidze, aż widocznie była wzruszoną, spojrzała nań z uwielbieniem, a Żeliga niemal osłupiał, widocznie był olśniony niepospolitą jej pięknością i wdziękiem dusznym, który z niej promieniał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.