Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadając się przed żoną jak był nie zwykł nigdy — teraz kiedy już spokojny jestem o kasztelana, i do Barcińskich mogę ciebie zawieźć i zbliżyć się do senatora. Ponieważ się przegniewał i urazy nie pamięta, łatwo z nim można zawiązać stosunek... To też Barciński z jego łaski dostał Św. Stanisława, do licha czemuż bym znowu i ja nie miał coś sobie wyrobić, czy tytulik, czy orderzynę? Stare to przysłowie szlacheckie, trzymać się pańskiej klamki, i nie głupie. O to tylko idzie, czem się mu przypodobać i zasłużyć, ale to pomyślawszy się znajdzie. — I dodał parę razy półgłosem: żebyś to ty miała rozum!
Naturalnie jejmość na to nic nie odpowiedziała, była bowiem przywykła słuchać, potakiwać, ale nie wolno jej było odpowiadać, rozumować i pytać. Pomyślała tylko w duchu, że nowi ludzie, to zawsze rozrywka jakaś... a w domu było tak nudno! tak ciężko biednej kobiecie.
Cała wieś jej zazdrościła niesłychanego szczęścia, ale kto by w serce jej zajrzał, podpatrzył łzy ukrywane, odgadł tęsknicę, ten by użalił się nad istotą, która szczęścia na ziemi dotąd nie znała i była milczącą ofiarą.
Długo bardzo kuternodze, mimo jego starożytnej prozapii i wcale nie złego majątku, nie wiodło się w konkurach, gdzie się posunął tylko, częstowano go czarną polewką, lub inny brał mu z pod nosa upatrzoną pannę.
Z latami Achinger coraz pod skromniejsze schodził strzechy, coraz do uboższych zalecał się szlachcianek, tak że ostatnia czynszowego szlachcica była córką; ale i tę mu ekonom ze wsi poblizkiej podchwycił. Naówczas w sercu wzgardzonego zrodziło się pragnienie i powiedział sobie:
— Bierz was licho, ożenię się z chłopką! ale się ożenię.
Rózia była córką wdowy po gospodarzu, we wsi Achingera osiadłym, bardzo majętnym; jedynaczka u matki, pieszczotka ojca, nadzwyczaj ładna, roztro-