ście dla starej baby... dużo łez ją kosztuje, a więcej w tem grzechu i obrazy Bożej, niż szczęścia.
Stręczyli się wdowce i tych puszczała prędzej jeszcze z kwitkiem i śmiechem, aż gdy ludzie się przekonali, że wcale za mąż iść nie myśli, dali jej spokój. Do córki już, znając matkę, nie tak się kto łatwo kusił; rosła Rózia, patrzali na nią, jak w gwiazdę, ale parobczaki sobie wcześnie powiedzieli, że z nich żaden jej nie weźmie; z daleka tylko wzdychali do niej, a w piosenkach, Rózia świeciła jako ideał wioskowy. Była nim ona w istocie, nawet wówczas jeszcze, kiedy sukienek jedwabnych nie nosiła, prześlicznie jej było z długiemi kosami, w białej jak śnieg koszulce, w koralach i szkaplerzu, w fartuszku wzorzystym i trzewikach, które matka zawsze z miasteczka dla niej sprowadzała. Wyglądała jak przebrana panienka i złośliwi ją pannusią wielmożną przezwali.
Pierwszy co się do niej zgłosił był organista dla syna; sam on poszedł do Maciejowej ubrany jak od święta, rachował na wymowę, na dobre syna wychowanie, na trochę talarów w kuferku, ale gdy Szyszkowej przedłożył swe życzenia, potrzęsła głową.
— Mój jegomość, — rzekła — Rózia młoda jeszcze, to jej tam poczekać nie zawadzi, będzie potem na życie silniejsza, a nieuwłaczając wam, cóż to dla niej za los... zostać organiściną, a na starość może księżą gospodynią. Jużbym wolała gospodarskiego syna, to by choć grunt nie upadł i chudoba.
Organista był wymowny, ale Maciejowa uparta, spocił się biedak darmo i wyszedł zły narzekając, ale musiał swoją biedę schować do kieszeni, aby się z niego nie śmiano.
Rozeszło się to jednak po wsi i drugich uczyniło ostrożniejszymi.
Maciejowa była rozumną kobietą i stateczną, ale pamiętała, że się na dworze wychowała, że się otarła o szlachtę, że w młodości, jak mówiono, miała nawet wielką wziętość u swego pana i całem jego gospodarstwem trzęsła... została jej na późniejszy wiek ambi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.