Byłaby się może zakochała w jakim chłopcu, gdyby który z nich domyślił się tajemnicy, przez jaką serce jej pozyskać było można; wszyscy zbliżali się do niej z uśmiechem na ustach, dla niej kochanek, jak w pieśni, powinien był być zadumanym i smutnym. Żadnego takiego nie spotkała na szczęście.
Maciejowa nie była w bardzo dobrych ze dworem stosunkach, kuternoga znał ją jako babę śmiałą, wygadaną, rezolutną, a że wszyscy ją we wsi szanowali i obawiali się, on też po troszę musiał jej oszczędzać. Rózi, że była strzeżoną pilnie, prawie nie widział p. Achinger. Dorosła do ośmnastu lat niepostrzeżona, gdy raz powracając z matką z kościoła napotkał. Uderzyła go jej niezwyczajna piękność i szykowność. Pierwsze myśli złe być musiały; ale gdy się dobrze o Maciejowę gumiennego rozpytał, wyrzekł się ich raz na zawsze.
Twarzyczka Rózi go prześladowała ciągle, niepokoił się, walczył z sobą, nareszcie jednego wieczora powracając z pola pod pozorem kubka wody wstąpił do chaty. Wyniosła sama mu pani Szyszkowa ową żądaną wodę i to w szklance na misce na próg, ale tu poczęła się rozmowa gospodarska od słowa do słowa, dziedzic jakoś sam nie wiedząc jak, wszedł do chaty. Nie powstydziła się zamożna wdowa swego mieszkania, rada była pochwalić z niem, wyglądało w istocie całe obwieszone obrazkami, wieńcami, bardzo schludnie i zamożnie. Przy krosnach siedziała Rózia, której kazano pana w rękę pocałować i wyjść do alkierza.
Rozmowa trwała z pół godziny, dziewczę się już więcej nie pokazało. Maciejowa rada była odwiedzinom, wygadała się z całym swym rozumem, znajomością świata, dworów, odprowadziła pana za wrota aż, i choć to jej dumę połechtało, żadna jeszcze myśl nie przyszła.
Achinger też się wahał bardzo, lecz po tygodniu namysłu i walki, z postanowieniem stałem zaszedł już wieczorem powtórnie do Maciejowej.
Tknęły ją te drugie pańskie odwiedziny. Rózia była w ogródku.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.