Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

cowa często sile umysłu tego świeżego wydziwić się nie mogła.
Chciwa czytania Rózia znajdowała w niem nadzwyczajną przyjemność, chwile upływały prędzej, dzień schodził niepostrzeżenie, a dla biednej męczennicy już i to było dobrodziejstwem. Ale książki, w większej części tłumaczenia romansów, dramata, poezje, oddziaływały na wrażliwą duszę kobiety, ukazały jej światy i ludzi niebywałych, uczucia nieznane, namiętności gwałtowne, pragnienia nienasycone, jakieś kraje ducha, o których dotąd nie miała pojęcia. W główce jej mąciło się, czuła w tem fałsz zmięszany z prawdą, coś, co wysnute było z rzeczywistości, i jakąś ludzką fałszywą robotę, która tkała z nici życia płótno fantastycznych wzorów.
Z tej znajomości z sąsiadką, która jakoś wprędce odjechała za granicę, potem wróciła znowu do Chwalewa, Rózia skorzystała wiele, poczuła się silniejszą, pewniejszą siebie, zbrojną do walki, której tylko bierny opór przeciwstawiła.
Achingerowi pochlebiały stosunki z Krajczycem i miłem było to książkowe żony zajęcie, rad był że się uczyła, zajmowała i kształciła, nie domyślał się wcale, jak rozwinięcie tego umysłu i serca wpływało na poniżenie jego w oczach żony.
W rozmarzonej główce i pustem sercu kobiecem, jakże się nie miała zrodzić chętka doznania tego uczucia, o którem nieustannie czytała wszędzie, które przepełniało wszystko, a które dotąd było jej obcem... Romanse dowodziły, że małżeństwo wcale nie broniło od miłości, że było przeszkodą dodającą uroku; ale piękna Rózia z ideałów cudzych, z ksiąg i serca stworzyła sobie człowieka do kochania takiego, iż do jego miary ludzie widywani codziennie wcale nie dochodzili. Była więc i ona bezpieczną z tej strony, i Achingerowi nie zagrażało najmniejsze niebezpieczeństwo. Po niejakim tylko czasie, gdy czytanie wywarło skutek, poczuł mąż w pięknej Rózi (raczej niż doświad-