czył) siłę oporu i wyższość taką, iż się zląkł, aby go nie podbiła i nie opanowała.
Całą nadzieją jego było, że czuwaniem, gderaniem i okazywaniem kiedy niekiedy nieograniczonej swej władzy, utrzyma się przy niej.
Ze wszystkiem się człowiek oswaja, można spać we młynie, gdy się w nim mieszkać nawykło; pani Achingerowa znosiła burze i hałasy z rezygnacją prawie wesołą.
Po owem spotkaniu w Chełmie, z którego nadzwyczaj rad był kuternoga, postanowił on korzystać ze zbliżenia, i wedle wyrażonej teorji wejść w ściślejsze z kasztelanem stosunki. Chciał też swoim obyczajem pokazać i jemu i Barcińskim, że choć żona jego była sobie prosta chłopianka, ale główkę miała nie lada, umysł otwarty i potrafiła się znaleźć między ludźmi, jak tylko pierwszą obawę zbliżenia się do nich przemogła.
Pilno mu było do Barcina, zacierał ręce, roił że do siebie zaprosi, jak przyjmie, i usiłował wmówić w nią, aby była nadzwyczaj śmiałą i rezolutną, szczególniej z Żeligą.
Rózię ten świat i człowiek ten nowy dość nęcił. Na pierwszy rzut oka poczuła niezmierną różnicę wartości pomiędzy nim a Krajczycem; domyśliła się potęgi umysłu i serca bardziej, niż je odkrywała w kasztelanie.
Jest to pierwszem znamieniem wyższości człowieka, gdy ma instynkt oszacowania ludzi; są podniebienia, dla których strawa pół zgniła, siano i kwiatki, gałęzie i liście smakują jednakowo; nie umieją one rozróżnić istotnej wyższości od najpospolitszego jej udawania. Rózia miała właśnie ten wielki dar Boży jasnego widzenia w człowieku. Dla każdej innej kobiety w jej położeniu taki Krajczyc zcudzoziemczały, komedjant, byłby się wydał może wyższym nad kasztelana, a przynajmniej świetniejszym daleko; ona od razu oszacowała Żeligę i postawiła go po nad wszystkimi dotąd znanymi ludźmi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.