Trzeciego dnia po jarmarku, zaraz z południa, Achinger zapowiedział żonie, aby się w najnowszą suknię przybrała, i kazał konie przygotować do Barcina; spodziewał się, jak zwykle w razach podobnych oporu, trochę łez, ociągania się, zdziwił się nieco znalazłszy dosyć ochotną gotowość. Jejmość nic mu nie odpowiedziawszy skłoniła główką i poszła się ubierać.
Achinger rzekł sobie w duszy:
— To osobliwsza rzecz... gdyby trochę zbałamuciła kasztelana! hm! ja bym dopilnował, że nicby mi się nie stało, a taką rybę grubą złowić w sieci... wcale byłoby nie szpetnie.
Szlachcic był okrutnie zazdrośny, ale położenie było wyjątkowe, a Żeligi się nie lękał jakoś, czując w nim uczciwego człowieka.
Zatarł ręce.
Rózia poszła do swego pokoju, i dumała jak się ubrać; dobyła suknię seledynową, niebieską, turkusową, piaskową, gorge de pigon bardzo ładniuchną, lilja blada z różowem, nakoniec czarną... czarna się jej wydała najprzyzwoitszą. W istocie było jej tak do twarzy w czarnem, że mogła pozawracać głowy nawet na reducie w Warszawie, w Radziwiłłowskim pałacu... Miała przy tem niebieską wstążkę we włosach przy koronkowej czarnej chusteczce, a na szyi i białych ramionach także narzuconą koronkę z niteczek, z których różowe wyglądały palce i wachlarz malowany w kwiaty.
Achinger, którego despotyzm sięgał nawet aż do ubioru żony, w pół godziny opamiętał się, że stroju jej nie podyktował, pobiegł więc do niej i znalazł już wystrojoną przed zwierciadłem. Miał na myśli ową materję seledynową, ale spojrzewszy na Rózię i znalazłszy ją tak uroczyście piękną, oniemiał. Jedną tylko ośmielił się uczynić uwagę, aby balsamkę ze złotym łańcuszkiem wzięła do wachlarza.
Przybyli do państwa Barcińskich w samą porę na kawę; woźnica choć domorosły, zajechał zręcznie, z bata wypalił trzy razy jak należy, w oknie pokazała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.