Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

ska — ja nie przeszkadzam chórem, chórem... Najlepsi nawet mężczyźni, zawsze mężczyźni jak im świeże liczko oczy olśni, pogłupieją z pozwoleniem...
— Gdybyś pani chciała mnie cierpliwie posłuchać to bym coś powiedział — odezwał się kasztelan łagodnie — zaczepieni musimy się bronić.
— Czem wy się obronicie — mówiła ciągle niechętnie jakoś Barcińska — bałamuty jesteście i po wszystkiem.
— I ja? spytał kasztelan.
— Jakto, i ja? toś waszmość co lepszego odemnie, a ja to już zdesperowany wisus na starość? — ofuknął się stolnik.
— Otóż i waszmość panie kasztelanie — dodała Barcińska. — Coście w tej sroczce upatrzyli? Wyglądała dziś w tej czarnej sukience fertycznie jak sroczka! jak sroczka! ale sroczka młoda i ładna, a szczebiotliwa też...
— Aleśmy nic nie upatrzyli! — zawołał kasztelan. — Ładna i rozsądna kobiecina, ot i koniec.
— I rozsądna! tfu! — mówiła stolnikowa — a gdzież to ona tego rozumu nabrała? w chłopskiej chacie? a ja waszmościom powiadam, o sto mil bym zwąchała w niej, że nie jest szlachcianka! Wygląda na przystojną garderobianę... a że Krajczycowa ją trochę wymusztrowała i książkami ladajakiemi głowę napchała... ot, to już wielkie rzeczy! A dosyć tego, dosyć!
Żeliga począł się śmiać, pocałował w rękę jejmość i rzekł:
— Jesteście niesprawiedliwi, ale ponieważ macie nas za skorumpowanych sędziów, apeluję do Justysi.
Powołana dotąd milcząca Justysia przypadła do nóg matki, uklękła, pocałowała w kolana i szepnęła:
— Matuś kochana, mnie się nie godzi tobie zaprzeczyć, ale Achingerowa, chłopka czy kto tam ona jest, do serca mi przypadła!