Szlachcic zazdrośny okrutnie o innych, który jak oka w głowie żony pilnował i młodzież odganiał na wsze strony, co do kasztelana był nader pobłażającym i ślepym; zostawiał go z żoną godzinami, nastręczał mu widywanie się z nią, słowem grał jakąś rolę dziwaczną. To jeszcze bardziej rozjątrzało stolnikowę, która mu tej, jak ją po prostu nazywała, podłości darować nie mogła.
Miała słuszność; czuła ona w żółtym kuternodze rachubę przewrotną i niegodziwą; szczęściem od jej urzeczywistnienia bronił szlachetny charakter kasztelana, który wcale ze swobody jaką mu dawano, korzystać nie chciał. Ale któż nie jest słabym w obec uczucia tego, które największy skarb człowieka na ziemi stanowi? Żeliga bardzo niewinnie przywiązał się do Rózi i bez złej myśli uczęszczał do Achingerów.
Stolnikowę to niepokoiło, umiała ona badać przyjaciela, który nigdy nie kłamał, wiedziała i liczyła ile razy tam był, kiedy męża zastał lub nie i jak bawił długo.
Naostatek, gdy w ciągu tygodni samych roztopów, wypytała się, że cztery razy w najgorszą drogę jeździł Żeliga do Achingerów, a dwakroć męża nie zastał i bawił mimo to po kilka godzin, poczęła się bardzo frasować.
Weszła do męża wieczorem tego dnia, gdy Żeliga późno wrócił z sąsiedztwa, i poczęła wyrzekać.
— Ja ci powiadam, mój jegomość, że to jest łajdak ten Achinger, on sobie rachunek zrobił na niego i nie chybi... chce mu sprzedać żonę... nie pierwszy to raz i nie ostatni takie się rzeczy trafiają. Mało do tego było przykładów, że panowie rozwodzili żony mężom, za to opłacając... Ja kasztelana nie posądzam o postępek tak niemoralny, ani tę sroczkę nawet, ale Achinger nań rachuje. Po co wyjeżdża z domu umyślnie i samych ich z sobą zostawia, zaklinając kasztelana aby bawił? toć to bije w oczy...
To mówiąc, obejrzała się po za siebie, poczuwszy jakby przytomność trzeciej osoby, i spostrzegła
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.