Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

o nim chodziły pogłoski, przyznawano powodom najrozmaitszym to oddalenie niespodziane.
Drugiego dnia po objedzie, siedzieli Barcińscy oboje w ganku, gdy się biedka Achingera zatoczyła ku oficynom. Kuternoga wylazł z niej, popytał ludzi, i wkrótce z zakłopotaną twarzą ukazał się w dziedzińcu. Stolnik się go prawie spodziewał, ale nie tak prędko.
Po pierwszych przywitaniach Achinger siadł, otarł pot z czoła, popatrzał na stolnikowę i zaprosił gospodarza na słówko pilne do jego pokoju.
Mając się na baczności, aby się z czem niepotrzebnem nie wypaplać, ostrzeżony jeszcze przez żonę, aby był wstrzemięźliwym, Barciński rad nie rad powlókł się do sypialni.
— Stolniku dobrodzieju — zawołał ledwie przysiadłszy Achinger — cóż to się stało kasztelanowi, ani się pożegnał, ani powiedział nic, ani się dał domyślać wyjazdu swojego, a tu nagle dowiaduję się, że znikł jak kamfora. Co to jest?
— Ja tego dobrze nie rozumiem — odezwał się stolnik — musiał mieć jakieś ważne interesa.
— A nie mówił nic? — spytał szlachcic.
— Wyraźnie mi tak nie powiedział — odrzekł Barciński; naturalnie rozpytywałem o powody tak nagłego postanowienia, ale niepodobna było nacierać. Może miał jakieś polityczne racje status, senator... czasy są krytyczne... rada...
— I nie przyznał się po co jedzie?
— Tak głucho mi tylko mówił, że ma pilne interesa... że potrzebuje być w domu.
— A kiedyż powróci?
— Wcale tego oznaczyć nie mógł.
— Ale mniej więcej, obiecywał? nie?
— Stanowczo mi nic nie przyrzekł, odpowiedział Barciński. — Miarkujesz waćpan, że mi też bez takiego przyjaciela, któregom nawykł za domowego uważać, bardzo tęskno... więcem prosił, nalegał, ale to nic nie pomogło.