Bożą na nie wrzucony... Fiat! — rzekł kasztelan. — Brakło mojemu życiu nie potwarzy, bo te miotano na nie już nieraz, ale tego oklasku złych, od którego się zarumienić będę musiał; uśmiechy pobratymstwa jakiemi mnie powitają, uwięzną w piersi ale cóż począć?... znieść trzeba i ofiarować Bogu.
— Przyjmujesz waćpan sprawę moją? spytał kasztelan.
Opoczyński się skłonił tylko.
— Z największą wdzięcznością, że mi ją jaśnie wielmożny pan raczysz powierzyć, dla mnie jest to szczęśliwem prawie, bo mnie podnosi, ale wyrzekłbym się jej, byle nie przyszła do skutku.
— Teraz jest ona w twem ręku — dodał Żeliga — zdaję się na ciebie panie Antoni, jak na przyjaciela... Rób z tem co chcesz; pamiętaj tylko, że mi nie idzie o spokój, ale o obowiązek, nie o uwolnienie siebie, ale o sprawiedliwość, a wreszcie o los nieszczęśliwej istoty, która pada ofiarą niegodziwca.
Po krótkiej naradzie rozmowa się skończyła.
Mecenas wyszedł prosząc kasztelana aby się w mieście zatrzymał.
Najściślejsze wydane były rozkazy w pałacu, ażeby bytności pana nie zdradzono; zdawało się nawet iż incognito da się utrzymać, bo Żeliga nigdzie nie miał wychodzić, i z nikim oprócz Opoczyńskiego widzieć się nie chciał. Jednak około południa marszałek dworu, wielce zafrasowany nadszedł sam, niosąc kasztelanowi bilecik zapieczętowany sygnetem królewskim, zaadresowany nawet nie ręką Piatolego, ale własną Jego królewskiej Mości.
Kasztelan rozerwał z niecierpliwością pieczątkę. Bilet był następującej treści w języku francuskim.
„Kochany kasztelanie! Wiem że jesteś tu incognito i na chwilę, że wydany sekret twej bytności może ci sprawić chwilową nieprzyjemność, jednakże nie mogę oprzeć się chęci widzenia cię i pomówienia kilka słówek.“
W końcu król podpisał się przyjacielem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.