poszlakowanego dotąd mianego, cień rzucić miała, a wszelka surowa cnota nieugięta, była dlań z natury rzeczy — przeciwnicą.
Achinger, który się na wszystko ważył, mimo zuchwalstwa, z jakiem postępował, potajemnie zawsze karmił nadzieję, że do procesu nie przyjdzie, że sam rzucony postrach skandalu zmusi do jakichś układów. Nie taił on przed sobą, iż z trudnością przyjdzie mu walczyć przeciwko człowiekowi wysoko postawionemu w szacunku powszechnym, mającemu stosunki potężne, poparcie najpierwszych rodzin w kraju, łaski u dworu, i imię nieposzlakowane. Wolałby był nawet czemś mniejszem się zadowolnić, byle wyjść z interesu, który wiele kłopotów i kosztów obiecywał, a rezultat niepewny, i nie bez strony dlań sromotnej. Po naradzie więc dwukrotnej ze swym panem Bajkowskim, oczekiwał wiadomości od niego niespokojnie, i chodząc po izdebce stękał i narzekał, planując sobie jak na wszelki wypadek postąpić. Gdy godzina w której mecenas miał do niego wstąpić nadeszła, Achinger coraz niecierpliwszy wyszedł aż na ulicę, doczekując się wiadomości.
Nareszcie ów spodziewany długo doradca przybył, ale na twarzy jego wyczytał klient zaraz, że się tam coś nie najlepiej święciło.
Achinger przypadł do niego dysząc z niecierpliwości.
— A co, ojcze mój, a co? cóż słychać?...
— Źle, nie będę waćpanu taił, widziałem się z plenipotentem kasztelana, króry mi wręcz odpowiedział, że na wszystko są gotowi i bronić się będą. Kasztelan już był zdaje się przez Barcińskiego zawiadomiony o postanowieniu pana, w sposób może aż nadto otwarty... podobnoś się tam jegomość niepotrzebnie wygadał i odgrażał. W żadne układy wchodzić nie myśli i czeka pozwów... gotów na wszelkie następstwa.
— A to tak! to tak! — zawołał mięszając się nieco,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.