lecz fantazją nadrabiając Achinger, — to tak! no! to dobrze! to dobrze!
Bajkowski wszedł do izdebki, i ocierając pot z uznojonego czoła, (był bowiem barczysty i otyły dosyć) dodał:
— Rzecz więc stoi na tem, że serjo się potrzeba naradzić i rozważyć wszelkie środki nasze, bo porwać się i utknąć ja nie mogę, powiem panu szczerze, nie tyle mi idzie o pana, choć najlepiej życzę, jak o mnie samego. Niepewnej sprawy, w którejbym padł na cztery nogi, przyjąć nie mogę, chodzi o reputację. Przeciwko sobie będę miał potęgę — Opoczyńskiego, tem więcej pilnować się muszę. Zatem powinniśmy rzecz dobrze wprzódy strutynować, niżeli się ja jej podejmę.
Achinger był widocznie zafrasowany.
— Ha! no, chcą rozgłosu, chcą rozbębnienia, ja ani siebie ani ich żałować nie będę. Człek się ważył, to pójdzie do końca. Stracę wioskę, wyprzedam się do ostatniej koszuli, ale pokażę magnatowi, że bezkarnie po szlacheckich dworach plądrować nie można.
— A cobyś waćpan powiedział na to, — przerwał Bajkowski — gdyby Barciński zaprzysiągł, jako świadek strony przeciwnej, swoją rozmowę z waćpanem. Wszakże się to tam pono wygadało nad miarę?
— Ja tam tego nie pamiętam, co gadałem w pasji, — rzekł Achinger — człek w gniewie słów nie waży... ani one wagą u sądu mieć mogą. Ale czyż to podobna, żeby oni nie starali się ułożyć i zapobiedz skandalowi?
— Prawdę rzekłszy — odparł Bajkowski — możeby skłonni byli do ułożenia się, ale dziś to się im już na nic nie zdało. Rzecz nie wiem jak, ale roztrąbiona po mieście, od ucha do ucha poniosło się pono aż do dworu. Kasztelan już oczerniony, naturalnie tedy chce zmyć plamę, bo mówi, że jest cale niewinnym.
— A! niewinnym! niewinnym! — krzyknął tupiąc kulawą nogą Achinger, śliczne niewiniątko, które cu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.