Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

w bajce: albo osioł, albo nauczyciel zdechnie, a plama tylko zostanie.
Potwarz jest jak błoto; choćby na niewinnego padła, ślad po niej przetrwa.
Kasztelan znajdował właściwem, nie kryć się w chwili tak krytycznej przed światem; po namyśle otworzył dom, oznajmił w gazecie swój przyjazd, przyjął pocisk piersią obnażoną.
Społeczność, która wszystko zawsze wytłumaczyć umie po swojemu, powiedziała na to: zręcznie! bardzo zręcznie, ale zuchwale... za katy! Przyjaciele prawdziwi Żeligi milczeli, z powagą ludzi obrażonych, którzy nawet tłumaczyć się nie widzą potrzeby.
Takie było usposobienie ogółu i stan rzeczy w Warszawie; rósł niepokój i oczekiwanie. Achinger się gotował do walki, gdy jednego poranka odebrał z domu umyślnego posłańca i list od głównego dowódcy tej straży, którą otoczył żonę.
Z listu wyczytał ze zdziwieniem i niepokojem, z którego sobie sam rachunku jeszcze zdać nie mógł, że pięć dni temu, nocą pani Achingerowa w jednej koszuli i przyodziewku, wyłamawszy okno od alkierzyka, uciekła i niewiadomo gdzie się podziała. Szczegóły, które na dwóch arkuszach, najniedorzeczniej spisał ekonom, nie naprowadzały na najmniejszy ślad, jak się to stać mogło. Warty co noc stawiono około dworu, w pokoju pani spała nieodstępna dziewczyna służąca: okno było drewnianą kratą i okiennicą dębową uzbrojone. Nadedniem alarm dany był przez dziewczynę przestraszoną, która przebudziła ekonoma; w jednej chwili konnych i pieszych rozesłano na wszystkie trakty, strzęsiono budynki, szukano gdziekolwiek szukać było można, nie znaleziono jednak najmniejszego śladu, nie pochwycono wieści. Ekonom nie bez pewnej słuszności przypuszczał, że włościanie litujący się nad losem kobiety, którą pochodzenie do nich zbliżało, ułatwić musieli ucieczkę. Jednakże mimo energicznych środków użytych przez rezolutnego eko-