uśmiechnął; należał bowiem do tych co nie znając wcale talmudu, wyśmiewali się zeń i gardzili nim.
— Chciałbym w istocie, odezwał się niedbale, uczynić zeń człowieka, tylko nie takiego jakiego to na wsi zrobić można. Czas jest, dodał aforystycznie, aby żydzi zajęli w społeczeństwie należne ich rozumowi i talentom miejsca, aby się nie wydzielali dobrowolnie.
Abraham westchnął.
— Może to być, rzekł, z dobrém naszém, ale jakże ich w tę podróż uzbroić trzeba żeby żydami być nie przestali!
A po chwilce dodał powoli: „Izraelski naród porównywają, mówi Resz Lakisz (Chullin 92) do latorośli winnéj: galęźmi jéj są pospolici ludzie co na chleb pracują, jagodami uczeni, liśćmi prostaczkowie i wyrobnicy, a niedojrzałemi, kwaśnemi gronami próżniacy.“ Czy komu być dano liściem, gałęzią czy jagodą, byle nie był gronem niedojrzałem a kwaśném... zawsze się on zda narodowi.
— A! jagody ja z niego koniecznie robić nie myślę, przerwał krewniak nasz, niech będzie gałęzią ale zdrową i mocną.
— Sprawiedliwie rzekłeś, potwierdził Abraham, jagodą sam Bóg czyni, gałęzią ziemia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/116
Ta strona została skorygowana.