mam nadziei, nie mam zajęcia... nudzę się wspaniale... Cóż chcecie? jestem Stamlo Gako... Urządziłem sobie próżnowanie wygodne, porządne.
Na zimę ciągnę ku północy... a no tak! nie dziwujcież się — tam się najwygodniéj zimuje, mury są ciepłe. Staję w hotelu, jém u najlepszego stołu, robię znajomości przelotne, chodzę na teatr, znajdę zawsze jakąś jejmościankę, chwilową Arjadnę, potrzebującą pocieszyciela, która mnie znajduje niebrzydkim i znośnym. — Śpię długo, kładnę się kiedy mi się podoba, robię co chcę, na lato ciągnę do Włoch; niekiedy zajrzę do swoich, do Węgier. Jest tam coś mojéj krwi... ale szczęściem nikogo blizkiego, któryby mnie miał prawdo nudzić. Węgry to jeszcze niby jakaś ojczyzna.
Uśmiechnął się.
— Ot, jakim jest Stamlo Gako...
Z próżnowania, dodał, nauczyłem się czytać... a jak to doskonale godziny zabija, kiedy książka zręcznie poplątana... chociaż w ogóle powiem wam, książki są głupie. W najrozumniejszych dziesięć razy tyle plewy co ziarna... Całą mądrość ludzką możnaby spisać na dłoni.
— Ja także bezojczyźniakiem jestem, odpowiedział mu Jakób, który łatwo poznał że cygan był
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/129
Ta strona została skorygowana.