— jakże zdrowie? czy to cudne powietrze nie wyleczyło was z osłabienia? Co do was mówi staruszka Genua?
— Mruczy o średniowiecznéj przeszłości, rzekł Jakób.
— A o przyszłości? zapytał Luca — nic? nie czujecież wy tu, jakby zbliżającego się powiewu wiosny co wszystkim narodom da kwiaty i wieńce?
— Utopisto! odparł smutnie Izraelita — nigdy, żadna wiosna nie przyjdzie razem dla wszystkich... Ludzie w słowach są braćmi, ale w czynach ludźmi tylko; każdy by siebie ocalić poświęci brata... Powoli, mozolnie wybijać się będzie świat z więzów ciemnoty, niewoli i więzów szarlataństwa, które korzysta z poczciwych pragnień by niepoczciwą żądzę ambicyi swéj i chciwość złota nasycić.
— Cicho! nie bluźnij młodzieńcze, przerwał zapalając się Luca który go za rękę pochwycił — ja wierzę w ludzi. Jest między niemi garść podłych codinów i garść nikczemnych ciarlatanów, ale ogół to... dzieci Boże!! Pieśnią, obrazem, słowem, ofiarą otwierajmy serca, czyśćmy wnętrzność, rozpłomieniajmy głowy ku cnocie... a zabłyśnie ta wiosna...
— Amen, dodał Primate — amen, tylko jabym privatissime o jednę was rzecz prosił... przyznaję
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/132
Ta strona została skorygowana.