— Gubię się w tém, rzekła śmiejąc się Włoszka — a pan dokąd jedziesz, do Warszawy??
— Tak pani, nie wiem jednak ani jak dojadę, ani czy dojechawszy nie będę zmuszony dalszą odbywać podróż... dla zbadania życia w azyatyckich stepach...
— A! panowie wszyscy tak jesteście nieszczęśliwi...
— Nieszczęśliwi, pani, to mało! rzekł Polak... na to co się z nami dzieje nie ma wyrazu w żadnym języku... Nie mówmy o tém. Jakże się to stało, że pani jedziesz do Warszawy?
— Ja? ja? rzekła zmięszana trochę Włoszka — ale tak — z ciekawości tylko...
Spuściła oczy.
— A może, dodała po chwili — może też zaśpiewać co będę mogła w teatrze...
— O! mogę panią upewnić że najlepiéj będziesz przyjętą... pułkownik Hauke jest wielce dla Włochów uprzejmy... i jak skoro się dowie...
— Pan mi pomożesz? spytała.
— Ja! ja! rozśmiał się Iwaś — a! pani, ja, jeśli tam powrócę... oko mnie ludzkie nie ujrzy... Wracam z tęsknicy, z niepokoju, ale mi się tam pokazać grozi śmiercią lub wygnaniem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/140
Ta strona została skorygowana.