Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

młodego, tęsknota melodyi, nadawały jéj wdzięk nieopisany.
Z za żaluzyi domu blizkiego Akademii Medycznéj, wydobywał się ten śpiew, widocznie nucony dla siebie: ale powietrze chwyciło go niedyskretne i do uszów przechodzących zaniosło.
— Jest to ładne, rzekł Francuz, ale coś w rodzaju muzyki przyszłości!
— Ale milczże pan, przerywała mu Lucia rozgniewana, to cudowne!
W téj chwili śpiew konający powoli, cichł, rozpływał się, — umarł...
Kilka dźwięków fortepianu rozległy się pogrzebowem pożegnaniem. Wszyscy stali skupieni naprzeciwko domu z którego się dał słyszeć, a wielkie zajęcie pieśnią nie dało im dostrzedz że Jakób w pierwszéj chwili gdy ona ich doleciała, pobladł rozpoznawszy głos... stał potem jak wryty rękę trzymając na piersiach... zmięszany i przestraszony prawie.
Twarz jego zmieniła się do niepoznania jakąś boleścią tajemną, pierwszy Iwaś dostrzegł téj zmiany i przybliżył się do żyda.
— Co ci to jest? zapytał — widzę że nadto je-