Na pustéj ławce ogródka Aqua Sola siedział biedny Iwaś ze spuszczoną głową; widok tych mężczyzn i kobiet, ludzi co mieli czas i swobodę zajęcia serca kochaniem — głów czém inném nad nieszczęście własne i ogólne; trzpiotania się jak ptaszęta swobodnie — dziwne na nim robił wrażenie. On należał do tych wydziedziczonych dla których wszystkie żywsze roskosze życia były zaparte.
Głód, nędza, męczeństwo politycznych namiętności paliły go — myślał o kraju, o przyszłości, szukał w niebiosach ratunku niemożliwego na swoje i ogólne bole. Cóż go obchodzić mogły szczebioczące słodko kobiety, ich spotkania, znajomości, słodkie wejrzenia i szepty obiecujące — jego co nie miał na jutro chleba ani na jutro nadziei, jego którego niewymowna pędziła tęsknica... na męczarnie, jego co życie stawił aby téj ziemi powietrzem odetchnąć, dla któréj gotów był poświęcić wszystko.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/155
Ta strona została skorygowana.