Jakób miał wiele mocy nad sobą, lub może wszyscy posądzający go mylili się — zaczął się bowiem śmiać szczerze, tak szczerze i serdecznie że nawet kobietę oszukał, a przynajmniéj zachwiał cokolwiek jéj wiarę w romans jakiś i tajemniczą historyą, o któréj udział go posądzała.
— O! pani masz prawdziwie włoską wyobraźnią, zawołał, widzę żeś dośpiewała pieśni smutnéj w sobie, i żeś mnie wplotła w wieniec cierniowy który ta istota nosi, ale, niestety! kosztuje mnie wiele, niemniéj, miłując prawdę muszę się wyrzec tego bohaterstwa... i zejść na prostego widza w tłumie a urok jaki mi nadaje ta zagadka rozpędzić. Tę panią ja znam zaledwie tyle — ile współziomkowie znają, a co więcéj współwyznawcy... Ona i mąż jéj, jak ja są z Warszawy i jak ja są żydzi; naturalnie więc znamy się dobrze i znamy od dawna. Otóż cała zimna prozaiczna prawda.
Włoszka tupała nóżką niecierpliwie.
— Ta prawda nie może być prawdą, rzekła, ja patrzałam na pana w chwili gdy ją ujrzałeś.
Jakób powtórnie na usta uśmiech przywołał.
— W istocie, rzekł, musiałem mieć postawę tragiczną i fizyognomią zdziwioną... bo mi jest znaną dobrze smutna historya téj kobiety.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/159
Ta strona została skorygowana.