nadziei... żyć teraźniejszością, i rzeczywistością surową... gorzkim chlebem szyderstwa i ironii.
Ojciec jéj bogaty Izraelita, należał, należy raczéj do tych którzy odebrawszy europejskie wychowanie zaczerpnęli z niego pełną dłonią wszelaki skeptycyzm... Prześladowani, poniżeni, rozjątrzeni na społeczność najłatwiéj się nim poją. Sam o swych siłach dawszy sobie naukę, ogładę, sam dobiwszy się ogromnego majątku, uwierzyć musiał w człowieka, a resztę, wyższą, świętszą co wiąże go z ludzkością, z niebem, z Bogiem, jako mrzonkę odrzucił. Zabobonami wydały mu się wszystkie wiary, nawet jego własna; mistycyzmem chorobliwym pragnienia zaświatowe, słabościami uczucia... Dorabiając się majątku wypróbował on że robi się wiele wolą żelazną gdy się nie szanuje ludzi, przyznał więc wiele woli, — szczęściu wiele, naostatek najwięcéj może rozumowi. Po za tem nie było dlań już nic, prócz poematów tworzonych dla zabawy, dla ułudy lub na obałamucenie słabych.
Matka Tildy (jest to jéj imie) była jeszcze prawą Izraelitką, ale ją bardzo wcześnie odumarła, późniéj dziecię chowały obce, najemne niewiasty, szydzące z judaizmu, ale też żadnéj nie mające wiary; późniéj jeszcze dano jéj czytać książki wszelakie kształcące
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/167
Ta strona została skorygowana.