rozum, uczące sceptycyzmu, rozbijające mgły marzeń, odzierające ze złudzeń, hartujące do życia bez mrzonek, bez ideałów... do życia, powiedziałbym zwierzęcego niemal, ujętego w pewne formy cywilizowane.
Uczono ją tak jasno że nie ma właściwie cnoty ni występku a jest tylko rozum i głupota, przyzwoitość i nieprzyzwoitość, zdrowa rachuba i nieopatrzność zgubna — że biedne dziecko wysuszone zawczasu, odarte z tych skarbów któremi żyją szczególniéj uczuciowe istoty — wyszło w świat ze strachem i wstrętem do świata. Świat przedstawiał się jéj jako tabliczka Pytagoresa, ludzie jak cyfry które rozumieć było potrzeba i spożytkować... Wyobrażenie jakie jéj dano o społeczeństwie wcale do niego nie nęciło.
Dla niéj potrzeba było tego zapachu, téj woni uczucia w kwiecie życia, która mu urok daje; najcudniejszy kwiat ten był dla niéj martwym i zeschłym.
Nie dopuszczono się jéj łudzić — powiedziano zawczasu: Ludzie są źli, zimni, obłudni, trzeba się strzedz ich złości, na kłamane uczucia nie rachować, słowom nie wierzyć, starać się nie kochać, aby nie być oszukaną. Zresztą dodano jako koro-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/168
Ta strona została skorygowana.