niepokój, potrzebowałem się znużyć. Teraz pot się ze mnie leje kroplami... jest dobrze... czuję że jestem sobą... żyję.
Jakób począł się śmiać.
— Dzieciak jesteś, rzekł, z przeproszeniem, zbytecznie wątpisz o sobie, jak inni nazbyt sobie ufają. Wiedz że masz potęgę w łonie, którą przemożesz wszystko.... tą jest wola. Dopóki ją w sobie czujesz, zwyciężysz nią co zapragniesz przełamać, choćby samego siebie... nie lękaj się. Znam ludzi ze wszech względów znakomitych, którzy niczém nie są dla braku woli, znam i bardzo zwyczajnych, których wola energiczna postawiła wyżéj niż talentem zasłużyli.
— Odgadłeś mnie, rozśmiał się Iwaś, uląkłem się utraty woli, pragnąłem w małym boju z sobą przekonać się o jéj sile.... Myślałem, marzyłem, pasowałem się jak Jakób twój homonym we śnie... zwyciężyłem....
Wstrzymał się nagle.
— Gdzieżeś był? spytał żyd.
— O! nie wiem doprawdy! wszędzie po trosze! w pyle gościńca, we wrzawie portowéj, w ciszy Aqua Sola, a nawet pod oknami pięknéj Tildy.
Jakób ostro na niego spojrzał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/191
Ta strona została skorygowana.