chniętemi i zdającemi się z nieufnością wzajemną na siebie poglądać.
Przy jednym siedział średniego wzrostu piękny mężczyzna w sile i pełni lat, z twarzą wyrazistą, jakby włoskiego charakteru, w któréj się przecież cudzoziemski, wschodni typ, baczniéj przypatrzywszy się, przypominał.
Czoło miał wyniosłe, pogodne, choć na niém wcześnie troska czy praca niejeden fałd narysowała; wejrzenie jasne, śmiałe, jakby o ukojeniu walk wewnętrznych świadczące, rysy w ogóle piękne, uderzające wyrazem i energią. Znawca fiziognomii ludzkich, człowiek z uczuciem wejrzawszy raz na to oblicze, musiał mu się baczniéj i z zajęciem przypatrywać, coś ku niemu pociągało. Ubranie jego podróżne bez wykwintności ale smakowne a wygodne, dawało się domyślać jeźli nie zamożności to przynajmniéj przyzwoitéj mierności i dostatku starczącego potrzebom. Skromny posiłek stał przed nim, resztki małéj przekąski, proste wino, owoców trochę i séra.
Przy tym zapomnianym nieco deserze, Gorgongonzoli, figach, gruszkach i winie, dumał powoli zabierając się do zapalenia cygara, które oddawna już machinalnie w ręku obracał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/20
Ta strona została skorygowana.